W Polsce zakupiliśmy bilet na kolejkę na zbocze wulkanu Teide w aplikacji w telefonie. Wyjazd do góry zarezerwowaliśmy na godz 9. Google maps pokazało, że czas dojazdu z hotelu to 1 godz. i 15 min. więc wyruszyliśmy z hotelu ok. godz. siódmej rano myśląc, że mamy dużo czasu. Droga jednak jest trudna i pod dolną stację kolejki dotarliśmy tylko 20 min wcześniej. Tych co mieli zakupione bilety on-line wpuszczano od razu. Trzeba było pokazać w telefonie kod kreskowy, który kasjerka sczytała czytnikiem i dostaliśmy wydrukowany bilet, który trzeba było
pokazać przy zjeździe w dół. Niestety okazało się, że gondola kolejki
popsuła się i czekaliśmy trzy godziny na jej naprawę. Warto jednak było
poczekać. Pogoda w tym dniu była ładna, wiaterek niewielki choć zimny i
dość fajna widoczność. Z górnej stacji kolejki odchodzą trzy szlaki. Jeden na szczyt dostępny tylko w specjalnej rezerwacji dla ograniczonej liczby osób i dwa na
blizsze punkty widokowe. Z pierwszego ( w kierunku wschodnim) Mirador de la Fortelaza 3544 mnpm.) widać wschodnie i północne wybrzeże wyspy oraz sąsiednią wyspę Grand Canarię. Z drugiego (w kierunku zachodnim Mirador Pico Viejo 3497 mnpm.) widać południowo-zachodnie wybrzerze Teneryfy i sąsiednią wyspę Gomerę.
Niesamowity jest widok zastygniętej lawy, wygląda jakby zamarznięte błoto. Bez wyznaczonych ścieżek trudno się tam poruszać. Lawa tworzy kilkunastocentymetrowe ostre "grzybki", a niektóre nawet większe. Duże formacje wyglądają jak ostańce skalne na pustyniach. Pierwotny krater wokół szczytu ma kilka kilometrów średnicy - widoki iście marsjańskie. Na jednej z tablic informacyjnych było napisane, że robiono tam symulacje lądowania na marsie.
Wracając
do hotelu zobaczyliśmy jeszcze klify Los Gigantes.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz