sobota, 20 sierpnia 2011

Bułgaria, Serbia, Węgry, Słowacja, Polska - powrót

11.08.2011
No i wracamy. Po południowej burzy powitało nas czyste powietrze i wspaniały widok na pasmo Olimpu



 Postanowiliśmy tym razem jechać przez Serbię. Początkowo chcieliśmy dostać się do Polski przez Macedonię ale dowiedzieliśmy się, że na granicy sprawdzają Zieloną Kartę, a jeżeli ktoś nie ma to musi zapłacić za nią 50 euro, a my nie mieliśmy.  Wyruszyliśmy wcześnie rano. W Bułgarii były dobre drogi i przejechaliśmy nią szybko.





 Na granicy Bułgarsko Serbskiej byliśmy około godz. trzeciej. Spędziliśmy na niej ze dwie godziny. Wraz z nami przekraczało dużo tureckich Holendrów i Niemców.





Koło Niszu wjechaliśmy na autostradę. Płaci się na niej przy wyjeździe. My zapłaciliśmy 730 dinarów na zjeździe w Belgradzie. Autostrada jest ładna ze stacjami benzynowymi przy których znajdują się też niewielkie parkingi na których można chwilę odpocząć. Co nas zdziwiło to niesamowite ilości śmieci walające się na poboczach. Pełno było reklamówek foliowych, chusteczek jednorazowych i rożnych plastikowych opakowań. 




Belgrad








Za Belgradem próbowaliśmy znaleźć jakiś nocleg niestety przy autostradzie nie było reklam moteli czy hoteli i w rezultacie jechaliśmy dalej. W końcu przespaliśmy się w aucie na stacji benzynowej  niedaleko granicy węgierskiej. Autostrada za Belgradem jest w dużej części w budowie i dużymi odcinkami jechaliśmy jedną nitką, ale ponieważ była już noc ruchu na niej nie było za dużego i jechało się szybko. Na niektórych odcinkach jest też płatna, tym razem już płaciliśmy na wjeździe na nią, raz  240 dinarów - to kartą, i 3,50 euro - gotówką. Na granicy serbsko-węgierskiej (Subotica/Szeged) znowu musieliśmy odczekać ze dwie godziny ale potem już do końca podróży mogliśmy zapomnieć o kontroli granicznej. Na Węgry wykupiliśmy winietę na autostrady za 9 euro i przemknęliśmy przez ten piękny kraj z dużą szybkością do Słowacji.





 

 Słowacja i Polska to już zwykłe drogi i pokonanie ich zajęło nam znacznie więcej czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz